Hejka! Dziś wpadam po polsku z odrobinką metodyki nauczania 😊.
Słyszę od wielu z was, że oglądacie seriale po angielsku i „osłuchujecie się z językiem”. I mówicie to z dumą.
Ale czy takie osłuchiwanie się ma sens? Zwykle jestem fanką prostych odpowiedzi: albo tak, albo nie. A tutaj moja odpowiedź brzmi: „i tak, i nie”.
Tak, bo zawsze pierwszym etapem uczenia się czegokolwiek jest obserwacja. Dziecko uczy się chodzić, bo widzi chodzących rodziców. Biznesmen widzi sukces innej firmy i próbuje go zreplikować. Widzisz kogoś grającego w tenisa i też tak chcesz.
No dobrze, może niekoniecznie zawsze. Moje nowe koteczki… tak, mam koty! Będzie o nich osobna lekcja! No więc moje nowe koteczki właśnie uczą się wspinać, i na pewno nikt im tego nie pokazał. I siedzenia na klawiaturze też nie obserwowały…
Ale z językiem tak jest na bank. Dziecko chce nabywać swój pierwszy język, bo używają go jego opiekunowie. Tak samo jest z językiem migowym.
Chociaż to w sumie kiepski przykład. Bo z nauką języka obcego jest inaczej, niż z nabywaniem pierwszego języka. Przy pierwszym języku, według jednej z teorii w językoznawstwie, używamy Language Acquisition Device – czyli oprogramowania w naszym mózgu, w którym ustawiane są różne parametry. Na przykład: czy mój język ma głoskę „ę”? Czy ma rodzaje męski i żeński? Czy ma articles? Czyli dziecko niezupełnie uczy się przez naśladowanie. Dokłada do tego sporo własnego rozkminiania.

Natomiast drugiego języka uczymy się w sposób, który sobie wybierzemy, lub który wybierze nam nauczyciel. Ale obserwacja i imitacja to kroki niezbędne. Więc tak, osłuchiwanie się ma sens.
Ale nie do końca. Bo osłuchiwanie się może dać nam tylko wiedze bierną. Czyli rozumienie, co ktoś do nas mówi. Ale nie wystarczy, żebyśmy nauczyli się mówić. Do tego trzeba… tak, masz rację. Po prostu mówić!
Mówić, eksperymentować, robić błędy, poprawiać je, robić więcej błędów, bawić się, uczyć się zasad. Lub samemu je wymyślać i potem sprawdzać w praniu. Tylko wtedy nabierzemy czynnej znajomości języka, czyli będziemy go produkować.
Często tłumaczycie mi się, że mówicie niewiele, ale dużo więcej rozumiecie. I uważacie, że to dziwne. A to przecież całkiem normalne! Kiedy ostatnio po polsku użyłeś słowa „dychotomia”, „anarchia” czy „podomka”? Pewnie dawno. A przecież je znasz i rozumiesz 😊.
Oglądasz mecz i rozumiesz, co się dzieje. No dobra, zły przykład, bo ja nie rozumiem co się dzieje. Niech oni sobie w końcu kupią druga piłkę! Ale niektórzy rozumieją. Ale samemu tak zagrać… to już ciężko 😉.
I tak właśnie jest z angielskim. Osłuchiwanie się jest super, ale później musisz nauczyć się używać tego języka samodzielnie.
Właśnie dlatego na warsztatach „Angielki po pracy z humorem” będziemy robić i jedno, i drugie. Najpierw zobaczymy i usłyszymy, jak używane są słówka, zwroty i struktury gramatyczne. Poobserwujemy je w krótkich, lekkich filmikach – na przykład w śmiesznych reklamach, tutorialach jak przestać sprzątać, rekomendacjach seriali na Netfliksie, czy rozmowach z ciekawymi ludźmi. Potem pomogę Ci w zrozumieniu, co te słówka i gramatyka znaczą, i jak ich używać. Na koniec będziesz mieć szansę samodzielnie je wykorzystać w mówieniu!
Dla kogo? Dla wszystkich na mocnym poziomie intermediate i wyżej 😊
Gdzie? Online – zoom.
Kiedy? W każdy poniedziałek o 18:30. Ruszamy już w następny poniedziałek, 22 listopada.
Ile osób w grupie? W praktyce najwyżej 6-8 osób na żywo. Z doświadczenia wiem, że zwykle połowa uczniów nie dociera na żywo, i woli obejrzeć nagranie. Na każdy warsztat będzie tylko 12 biletów.
Za ile? 50 zł za każdy 60-minutowy warsztat.
Co jeszcze dostaję w cenie? Nagranie – do powtórki, lub jeśli nie dotrzesz na żywo. I zestaw fiszek w appce mobilnej – do powtórek słówek i gramatyki.
Kto prowadzi? Oczywiście ja, Jarząbek, czyli Kasia Sielicka. Doktor filologii angielskiej i najlepsza lektorka angielskiego na świecie!
Zarezerwuj swoje miejsce na pierwszym warsztacie!