10 mitów, które funkcjonują o Polakach za granicą

Angielskiego używamy w podróżach nie tylko do Wielkiej Brytanii, USA, czy innych krajów anglojęzycznych, ale też w większości innych krajów świata. W końcu ma on status lingua franca i po coś się go tyle lat uczyłeś!

Niestety, nauka szkolna ma się nijak do realiów wyjazdowych. Często pomimo wielu lat spędzonych na nauce angielskiego jesteśmy zupełnie nieprzygotowani do używania go w kontekście wakacyjnym.

Dlatego zebrałam dla Was 10 błędów, które często robicie w angielskim w podróżach. Błędy te nie tylko są formami niepoprawnymi, ale powodują nieporozumienia – sytuacje śmieszne, dziwne, a nawet straszne. I tworzą o nas mity za granicą… 😀

1. Polacy to naród żeglarski

Kiedy opowiadacie o swoich wyjazdach wakacyjnych, chcąc powiedzieć „nad morzem” mówicie „on the sea”. Tymczasem znaczy to „na morzu” – więc my, Polacy, słyniemy jako naród dużo żeglujący po otwartych morzach! Zaś „nad morzem” to – poprawnie – „at the seaside”.

2. Polacy kupują papier toaletowy, piwo i proszek do prania na bazarku.

Ogólnie wszystko kupujemy na bazarkach! Bo mówicie „I did some shopping at the market”, mając na myśli “w markecie”, czyli np. Carrefour / Auchan / Biedronka. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego po polsku słowo „supermarket” zostało powszechnie skrócone do „market”, ale po angielsku taki skrót nie funkcjonuje! Co więcej, słowo „market” oznacza uliczny bazarek! Więc jeśli właśnie wracasz z Carrefoura, to powiedz „I did some shopping at the supermarket”.

3. Polacy ciągle się awanturują, bo nie ma czegoś na „viiii” – ale nikt nie wie, o co im chodzi.

My wiemy, o co nam chodzi! Chodzi o „wifi”, które wymawiamy po polsku: „wifi”. I inne narodowości nie mają bladego pojęcia, o co nam chodzi, bo „wifi” po angielsku jest wymawiane /ˈwaɪ faɪ/(„łaj faj”). I wychodzimy na awanturników bez powodu!

4. Czego te Polki chcą w spa?

W spa często macie ochotę na piling. Twarzy, ciała, przed masażem – wiecie o co chodzi. I mówicie „Can I have a peeling please?” No i nikt nie wie, o co wam chodzi – może jakiś tradycyjny polski zabieg? – bo po angielsku mówimy… „scrub”! „Body scrub” lub „facial scrub”, do wyboru.

5. Polacy każdy weekend spędzają w galeriach sztuki.

Uchodzimy za naród bardzo kulturalny i artystyczny, bo zawsze pytamy „Where’s the nearest gallery? albo oznajmiamy „I went to the galery last weekend.” Mamy na myśli galerię, ale galerię handlową (nienawidzę tej polskiej nazwy!), czyli centrum handlowe. Czyli… „shopping mall”! Pamiętajcie, „Where’s the nearest shopping mall”, albo “I went to the shopping mall last weekend”!

6. Polacy to amatorzy ekstremalnych sportów górskich.

Kiedy chcecie powiedzieć „chodziłem po górach”, to mówicie „I went climbing”. Tymczasem „climbing” to wspinaczka górska, zwykle ze specjalistycznym sprzętem (bez sprzętu również, ale bardziej jako hobby jednorazowe… 😉 ). Zazwyczaj chcecie powiedzieć „I went hiking in the mountains”. „Hiking” to właśnie takie chodzenie dla sportu. Uważajcie jednak na wymowę! Nie „hikin” tylko „hajkin”!

7. Polacy sikają tylko w górach.

Gdy Polak widzi słowo „chalet”, to od razu czuje parcie na pęcherz! Przyznaj się, też właśnie poczułeś! 😉 Ale „chalet” to domek w górach, lub domek letniskowy w stylu alpejskim. Nie polski szalet! Jeśli potrzebujesz szaletu, to zapytaj „Where’s the restroom?”

8. Polacy kawę i herbatę piją wyłącznie z filiżanek.

Tacy jesteśmy eleganccy i delikatni! Żadne tam kubki – to prymityw przecież! Bo w sklepie z pamiątkami prosicie o „cup”, myśląc o kubku! Tymczasem „cup” to filiżanka! Kubek to „mug”!

9. W Polsce nie ma hoteli.

Chcąc wynająć apartament hotelowy zamiast pojedynczego pokoju, pytacie o „apartment”. Tymczasem „apartment” to po prostu „mieszkanie” w amerykańskim angielskim! I to nie jakieś ekskluzywne mieszkanie! Zwykłe, może być w piwnicy, 1-pokojowe, bez kanalizacji… 😉 Natomiast „apartament” w hotelu to „suite” /swiːt// Czyli prosząc o apartament powiesz: „Can I have a suite instead of the single room?” Bo mieszkania to w blokach, proszę pana, nie w hotelach…

10. W Polsce mówi się po hiszpańsku.

Zdarza się rzadko, ale jednak się zdarza… Kiedy w Waszym pokoju hotelowym pojawią się karaluchy (przepraszam osoby wrażliwe! dlatego na sam koniec zostawiłam, żebyście nie uciekli wcześniej! 😉 ), to przybiegacie do recepcji krzycząc „La Cucaracha”! To pewnie dzięki piosence tak Wam to słowo zapadło w pamięć! Jednak po angielsku jest to inne słowo: „cockroach”. Chociaż z drugiej strony… w niektórych obszarach USA więcej jest osób mówiących po hiszpańsku, niż po angielsku, więc może to niegłupia strategia? 😉

To tylko 10 błędów, które popełniacie używając angielskiego na wakacjach. A jest ich duuużo więcej! Dlatego właśnie stworzyłam kurs Travel English!

Kurs rusza w czerwcu, możesz wybrać opcję z lekcjami na żywo, lub same materiały do pracy własnej. Możesz jeszcze dołączyć!

https://www.anglonomicon.pl/kurs-travel-english

Co Cię zaskoczyło? Daj znać w komentarzach! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *